Home

Moi święci

Jarosław Kopaczewski

AkwinataGdy siostra świętego Tomasza z Akwinu zapytała swego zwykle milczącego i mądrego brata- Co trzeba zrobić aby zostać świętym?- usłyszała odpowiedź- Chcieć.

Pewnego dnia chciałem spotkać się z moim kolegą aktorem, który był tak jak i ja zaangażowany w różnego rodzaju akcje prowadzone przez Kościół. Akurat o proponowanej przeze mnie godzinie miał być na plebanii pewnej parafii. Tam mogliśmy się spotkać. Gdy przybyłem, zdziwiony ruchem i podnieceniem ludzi spytałem mojego kolegę Tadeusza, co się dzieje. On szeptem wyjaśnił mi, że właśnie kona siostra zakonna posługująca w tej parafii i że odchodzi w opinii świętości. Nie bardzo jeszcze wtedy rozumiałem, co się kryje za tymi słowami, ale domyśliłem się, że będę miał możliwość bycia przy śmierci świętej osoby. Klęknęliśmy, ludzie śpiewali litanię do wszystkich świętych, dziwnie się czułem. Przerażała mnie śmierć. Nie czułem bynajmniej powiewu świętości- tego „odor Christi”, raczej strach, że mnie to też może spotkać. Usłyszałem, że Siostra umiera na puchlinę wodną. W pomieszczeniach panował zapach ambulatorium… Rzecz dziwna, zdarzenie zapadło mi bardzo w pamięć, mimo iż od tego czasu minęło lat blisko trzydzieści.

Uczęszczałem na spotkania grupy młodzieży przy kaplicy pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej na Pradze. Obecnie mieści się tam Kuria Biskupia Diecezji Warszawsko- Praskiej. Skrzykiwaliśmy się, by uczestniczyć w różnych zdarzeniach kościelnych. Ks. Jerzy 4Trafiłem tak na Mszę za Ojczyznę do kościoła Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Tłum ludzi. Dużo księży koncelebrujących, między nimi ksiądz Popiełuszko.Ks. Jerzy 3 Był to ostatni sierpień jego życia, o czym nie wiedział ani on, ani nikt z obecnych. Wszyscy zdawali sobie sprawę,  że uczestniczą w czymś, co jest przeciwko władzy, przeciwko stanowi wojennemu, który był rzeczywistością nas otaczającą, ale nie myśleliśmy, że zło może okazać się tak brutalne i nieludzkie… Msza chyba mnie rozczarowała. Spodziewałem się wielkich wezwań na miarę wielkich czynów. Tymczasem padały z ust Księdza Jerzego proste słowa- Prawda jest ponad władzą… Zło należy dobrem zwyciężać… Mówił w sposób monotonny. Nie miał daru płomiennego mówcy. Nie przekonywał. Nie chciałem mówić moim kolegom, ale dla mnie był po prostu nudny. Gdy następnym razem koledzy umawiali się na Mszę za Ojczyznę, nie poszedłem. Wolałem coś innego, już nie pamiętam zresztą co. W październiku kolega przesłał mi wiadomość- Ksiądz Jerzy został porwany. Nie chciałem uwierzyć. Powiało grozą.

-Mamy się wspólnie modlić na mszy o jego uwolnienie- przyjdziesz?

-Jasne- odpowiedziałem. Potem były kolejne dni, kolejne msze święte. Nasz duszpasterz, którego nazywaliśmy „Wujaszek”, Ks. Edward Engelbrecht, twierdził, że skoro cała Polska modli się za niego i tyle mszy odprawia się za niego i w jego intencji, to jeżeli zginie, będzie święty. Nie dopuszczałem do siebie takich myśli. To niemożliwe, aby władze mogły porwać i zamordować Księdza Jerzego z zimną krwią. Gdy znaleziono jego zmaltretowane ciało w Wiśle byłem wstrząśnięty. Przerażające zdjęcie w Życiu Warszawy, nieostre i lekko zamazane pokazywało zwłoki kogoś, kogo tak niedawno widziałem.Ks. Jerzy 2 Co tam się stało? Jak to było?… Potem był pogrzeb,pogrzeb-ks-jerzego na który przyszła cała Warszawa i ludzie z pół Polski. Udało mi się. Dzięki znajomościom naszego Wujaszka byliśmy oddaleni tylko dwie ulice od kościoła, gdzie były celebrowane uroczystości. Płakałem. Z żalu. Potem był proces, który niewiele wyjaśnił. Potem studiowałem i na egzamin z historii Kościoła uczący mnie Ksiądz umawiał się do Św. Stanisława, gdzie był wikarym. Modliłem się o dobry wynik egzaminu przy grobie Księdza Jerzego. Zastanawiałem się- Czy został Świętym? Czy jest święty?Ks. Jerzy Potem była już w czerwcu 2010 beatyfikacja Księdza Jerzego, a teraz spodziewamy się kanonizacji, bo miał miejsce we Francji cud uzdrowienia za wstawiennictwem Bł. Księdza Jerzego, który „jest wymagany do orzeczenia przez Urząd Nauczycielski Kościoła, że ks. Jerzy to wzór męczennika, który ma znaczenie dla całego Kościoła Powszechnego, nie tylko lokalnego”…

We wrześniu 1995 roku byłem w Rzymie. Zaprosił mnie tam kolega Salwatorianin, który uczył w Wiecznym Mieście na Uniwersytecie Angelicum. Salwatorianie mają dom na Villa della Conciliazione, o krok od placu Świętego Piotra. Była audiencja generalnaJPII i udało się nam dostać wejściówki do sektora niemieckiego, który był prawie pusty. Staliśmy sobie spokojnie, było niewiele osób. Naprzeciwko, w sektorze polskim ludzie tłoczyli się strasznie, niemal przelewali się przez barierki. My spokojnie podsunęliśmy się na pierwszą linię i stanęliśmy na krzesłach. Jechał papa mobile. My staliśmy na wysokości jadącego ku nam Ojca Świętego Jana Pawła II. Biały samochód jechał na tyle wolno, że Papież mógł spokojnie dotykać dłonią rąk stojących przy barierce ludzi. Zbliżał się do mnie. Wstrzymałem oddech. Dotknąłem Jego ręki…JPII i Jarek Myślałem sobie wcześniej, co bym Mu powiedział gdybym mógł zbliżyć się do Niego. Teraz to się stało. Nie miałem czasu nic powiedzieć, tylko stałem i patrzyłem Mu w oczy. Czułem, że jestem blisko Boga…

Wielcy i „mali” święci. Małych to chyba nie ma, bo każdy święty, jak już jest święty, to znaczy, że był wielki na swój jedyny, niepowtarzalny sposób. Każdy z nich chciał. Każdy z nas też może chcieć. Mocno chcieć, to móc…

Jarosław Kopaczewski