Home

Mów mi panie trenerze…

Jarosław Kopaczewski

Mój Tata przyprowadził mnie pierwszy raz na starą, jeszcze przedwojenną pływalnię Legii na ulicy Rozbrat. Zobaczyłem kłęby pary i cztery tory pływackie, po których pływały dzieciaki. Postawny mężczyzna w średnim wieku, w czerwonych slipach i klapkach przechadzał się wzdłuż basenu . Zarówno slipy jak i klapki były zagraniczne, fajne, widać było, że nosi je ktoś, kto był zawodnikiem i musi dobrze pływać…jaworscy014

Bardzo chciałem dobrze pływać. Kilka razy wspominałem Tacie, że może bym spróbował treningu pływackiego, ale ciągle nie mogłem się doprosić, żeby mnie Tata zapisał. Padały argumenty, że jestem już za stary- miałem prawie dziesięć lat. Dzieci powinny zaczynać trening pływacki w wieku najpóźniej sześciu lat, jeżeli chcą coś osiągnąć. A tak w ogóle, to gdzie mnie zapisać? Może do Pałacu Młodzieży podpowiadałem, bo tam chodzili moi koledzy. Nie, do Pałacu nie, jeżeli już to na Legię. Mój Tato był wojskowym, inny klub niż Legia nie wchodził w grę. Pewnego dnia Tato oświadczył mi, że rozmawiał z kierownikiem sekcji pływackiej Legii i że niestety jestem za stary. A mówiłem- oświadczył mi- ale możesz spróbować w sekcji piłki wodnej…

– A cóż to za dziwoląg. Piłka wodna? Ja chcę pływać!
– Będziesz pływać. Żeby grać w piłkę wodną trzeba doskonale pływać.
Trochę byłem rozczarowany. Nie tak to sobie wyobrażałem. Poszedłem z Tatą pełen niepokoju i zestresowany. Czy uda mi się pokonać dystans, który mam przepłynąć podczas testu. Do tej pory pływałem tylko żabką, trochę na plecach i słabiutko crowlem.

jaworscy012Zawodnik w czerwonych slipkach podszedł do Ojca i do mnie. Przywitał się z moim Tatą. – Niech mały wskoczy na jedynkę i przepłynie sto metrów… Tak jak potrafi.

Starałem się jak mogłem- płynąłem żabką, próbowałem też na plecach i crowlem. Przytapiali mnie płynący ze mną na torze inni chłopcy. Chyba mnie nie wezmą… Na końcu toru, przy słupku, zawodnik nachylił się i krzyknął do mnie żebym wyszedł z wody. No, to chyba już po mnie. Nie wezmą mnie… Tato podszedł do mnie i poprowadził do zawodnika. Miałem usłyszeć wyrok. Zawodnik uścisnął mi mocno rękę i powiedział- Jestem Bogdan Jaworski, mów mi panie trenerze- i uśmiechnął się jakby trochę smutno.

Znalazłem się w grupie młodzików, w sekcji piłki wodnej. Każdy z nas marzył, by zostać juniorem i grać jako zawodnik w meczach. Ale, aby to się stało, trzeba było pływać doskonale. Dość szybko opanowałem wszystkie style. Cóż z tego, skoro byłem wolny. Wszyscy koledzy, którzy ze mną trenowali otarli się wcześniej o sekcję pływacką. Mieli podczas sprawdzianów czasy zdecydowanie lepsze ode mnie. Trener Jaworski traktował mnie początkowo z nadzieją, że szybko doścignę moich kolegów, ale po pewnym czasie chyba machnął na mnie ręką. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Byłem zdesperowany. Bardzo chciałem mieć lepsze osiągi. Chciałem zyskać w oczach trenera Bogdana. To on typował chłopaków do drużyny juniorów. Moi koledzy, jeden po drugim byli kwalifikowani, a ja nie…

jaworscy011Zdecydowałem się na krok nadzwyczajny. Widziałem często na pływalni trenującego pływaków trenera Zygmunta Wielińskiego. Wszyscy się go trochę obawiali, bo był stary i widział tylko na jedno oko. Drugie, to straszące, miał zaciągnięte bielmem. Nikt nie wiedział, w którą stronę patrzy… Koledzy mówili, że trenuje reprezentantów Polski w pływaniu. Rzeczywiście, trenował, ale tylko dwóch chłopaków. Inni trenowali dziesięciu, a on tylko dwóch… Chyba chłopaki, których trenuje robią dobre wyniki. A co tam, jak spadać, to z wysokiego konia. Podszedłem do niego i powiedziałem:

– Panie trenerze, czy mógłby Pan wziąć mnie do grupy swoich zawodników?

– Ja trenuję tylko Kriesego i Łysko- powiedział po chwili milczenia.

– Wiem, wiem… Wiem, że są bardzo dobrzy, ale ja bardzo chcę poprawić mój styl…

– Kto cię trenuje?- zapytał chytrze się uśmiechając.

– Pan Bogdan Jaworski- odpowiedziałem nie mając już specjalnej nadziei na akceptację. Było wiadomo, że Bogdan Jaworski trenuje outsiderów pływania(tych, co się nie załapali do sekcji pływackiej).

– Dobrze, przyjdź jutro na godzinę osiemnastą.

Jak automat, nie bardzo wierząc w to, co się stało pomaszerowałem do trenera Jaworskiego, który bez mrugnięcia okiem zgodził się na moje przejście do pływaków na okres pół roku. Ku mojemu nieopisanemu zdumieniu zacząłem treningi z kadrą pływaków Legii. Nie wiedziałem wtedy, dlaczego tak łatwo mi poszło.

jaworscy006Ostatnio, dzięki koledze z drużyny piłki wodnej, Irkowi Jabłońskiemu, dotarłem do życiorysu Bogdana Jaworskiego. Nie zdawałem sobie sprawy z Jego osiągnięć. Dopiero teraz, kiedy poznałem jego życiorys zawodniczy, jego karierę- wszystko stało się dla mnie jasne. Bogdan trenował pod kierunkiem pana Zygmunta Wielińskiego i odnosił znaczące sukcesy. Przez wiele lat był jednym z filarów polskiej reprezentacji w waterpolo. Wcześniej w pływaniu. Próbowałem zaleźć Go na Wikipedii. Bez skutku…

Trenowałem więc w kadrowym zespole pana Zygmunta Wielińskiego. Razem z Kriese i Łysko. Tak się nazywali. Obaj- reprezentanci Polski. Obaj też byli dla mnie zupełnie nieosiągalni szybkościowo. Pływałem na treningach w systemie: pół godziny dowolnym, pół godziny deska i nogi do crowla, pół godziny grzbietowym. I tak codziennie. Czasami, gdy nie było trenera, bawiliśmy się z chłopakami w „kto pierwszy dopłynie do końca toru”. Wszystkie chwyty były dozwolone; można było zatrzymywać, odpychać, przytapiać, byle tylko samemu być pierwszym… Nigdy nie udało mi się wygrać.

Trener Zygmunt Wieliński miał zwyczaj pisać na kartkach dyspozycje treningowe dla każdego z nas. Kriese i Łysko mieli krótkie nazwiska i było mu łatwo ich zapisać. Moje było dużo dłuższe. Męczył się- był starszym człowiekiem- jak by mnie krótko nazwać. Raz przyszedłem na trening w mundurze harcerskim- prowadziłem wtedy drużynę. 16-tkę warszawską. Byłem bardzo dumny, że jestem jej drużynowym. A trener Zygmunt Wieliński, jak mnie zobaczył, ucieszył się. Znalazł dla mnie krótką nazwę, pseudonim- „Harcerz”. Bardzo szybko trener Bogdan Jaworski też zaczął mnie tak nazywać. Ja zaś zawsze zwracałem się do niego: „Panie trenerze”. Jakoś nie mogłem się przełamać. Przebić przez Jego dystans i zwrócić się do Niego po prostu- „Panie Bogdanie”. A bardzo chciałem. Chyba miał wcześniej wypadek, musiał zrezygnować z kariery zawodniczej i zająć się trenowaniem juniorów. Może stąd był ten dystans i zgorzknienie…

Po miesiącu treningów u pana Zygmunta Wielińskiego przestało mi sprawiać trudność pływanie dowolnym na długich dystansach. Po następnych dwóch miesiącach zacząłem poprawiać wyniki podczas sprawdzianów. Zszedłem poniżej 30 sekund na 50-tkę. Wreszcie podczas sprawdzianu na 100-tkę zszedłem poniżej 1’10 sek, co było dla mnie dotychczas barierą nie do przebycia. Przyszedłem z tą nowiną do trenera Jaworskiego, a on włączył mnie do zespołu juniorów!!! jaworscy015Zacząłem jeździć na mecze piłki wodnej. Nawet coś tam strzelałem, ale był to okres, kiedy nie mieliśmy dużo szybkich zawodników, więc podczas turniejów notowaliśmy  miejsca w środku lub w ogonie stawki. Trener Jaworski nie był zbyt zadowolony. Ochrzaniał nas równo, ale zawsze tak jakoś po męsku. Nikt nie miał pretensji. Czuliśmy, że mu zależy na wyniku, ale też i na nas.

Przyszedłem na basen Legii zaraz po tym, jak dostałem się na studia aktorskie do Łodzi. Pożegnać się i też trochę pochwalić. Nie mogłem przecież dojeżdżać z Łodzi na treningi do Warszawy… Trener Bogdan Jaworski popatrzył smutno na mnie. Po chwili uśmiechnął się i powiedział- Ty, Harcerz, ale chyba nie będziesz grał w „Anilanie”… I znowu się uśmiechnął w ten swój charakterystyczny- smutny sposób. „Anilana” Łódź była naszym wrogiem nr.1 – toczyła z nami ze zmiennym szczęściem heroiczne boje na turniejach.

Jakiś czas potem- byłem już trzeci lub czwarty rok po ukończeniu studiów i grałem w teatrze w Katowicach- odwiedziłem rodziców w Warszawie i spotkałem też kolegę z drużyny waterpolo Tadka Kuflińskiego – „Małego”:jaworscy010

– Wiesz, że Bogdan nie żyje?

– Jak to?

– Zmarł chyba na zawał…

Jarosław Kopaczewski