Home

Jak drzewo zmieniło się w bluszcz

Tomasz Sulej

preparacja czaszki tarbozaura_1

Paleontolog zajmuje się badaniem organizmów sprzed milionów lat. Czasem jednak, jak mi ostatnio, zdarza mu się badać całkiem niedawną przyszłość. Zacząłem więc poszukiwać moich osobistych przodków, a ze względu na rodzinę, także przodków mojej żony. Jednym słowem postanowiłem narysować drzewo genealogiczne. Takie drzewo ma korzenie, a przecież dobrze żeby moje dzieci wiedziały jakie są ich korzenie. Kiedyś nawet natknąłem się na sentencją, że człowiek jest jak drzewo, może dosięgnąć nieba tylko jeśli wie jakie są jego korzenie i ma ich świadomość.
Zabrałem się więc od ilustrowania korzeni moich dzieci.bluszcz 3 Wyciągnąłem więc stare notatki mojego Taty, Dziadków mojej żony oraz wyniki swoich wcześniejszych poszukiwań. Na początku myślałem żeby użyć automatycznych programów, które są do ściągnięcia za darmo, wpisałem tam część bliższej rodziny, wygenerowałem drzewo i wydrukowałem, byłem z siebie dumny, było duże i okazałe. Gdy jednak zacząłem wpisywać trochę więcej nazwisk okazało się, że gdybym chciał wygenerować drzewo z trochę dalszą rodziną, rozrosłoby się do niebotycznych rozmiarów. Pomyślałem więc o excelu, zacząłem uzupełniać tabelę i łączyć pokolenia. Szybko jednak okazało się, że dodawanie starszych gałęzi rodziny wymaga rozsuwania młodszych pokoleń i w excelu jest to niezwykle uciążliwe. Pozostała więc grafika wektorowa, w której co prawda nie ma pięknej tabelki, ale za to wszystkie wpisy można grupować, i do woli przesuwać.bluszcz 2
Zacząłem więc wpisywać dalsze pokolenia, rodzeństwo Dziadków i Pradziadków, potem dzieci tego rodzeństwa i ich dzieci, rozsuwałem więc na drzewie gałęzie swoją i żony, i jak gdy na rysunku nasi rodzice oddalali się od nas to linie łączące nas z nimi zaczęły przecinać linie dzieci naszych cioć, wujków i stryjków. W końcu przy kilkuset nazwiskach okazało się, że to wcale nie jest żadne drzewo. Nawet gdyby to robić w formie 3D też przecięcia i rozgałęzienia w żaden sposób nie przypominałyby drzewa. Gdy moja 10-letnia córka spojrzała na całość, gdzie oczywiście nazwiska zamieniły się w cienkie linie, stwierdziła że to jest bluszcz. I rzeczywiście przypomniałem sobie wtedy, jak kiedyś chciałem wyplenić bluszcz i jego łodygi były wzajemnie poprzerastane we wszystkich kierunkach, dokładnie jak w moim „drzewie”. Ono rzeczywiście zamieniło się w bluszcz, co więcej nie miało korzeni. W dół do najdalszych pokoleń spływały pojedyncze linie wcale nie rozgałęzione, często wybrakowane. Jak może być drzewo bez korzeni, to już w ogóle nie było drzewo.
Ale poza tym rozczarowaniem, że nie udało mi się narysować drzewa, jednak kilka pożytecznych obserwacji mnie ubogaciło. Po pierwsze okazało się jak bardzo nasze rodziny się porozjeżdżały po świecie.bluszcz Na tym bluszczu są więc ludzie mieszkający w Australii, Argentynie, Kanadzie, Szwecji, Niemczech, i wielu polskich miastach. Uderzyło mnie też jak wiele, w pokoleniach żyjących w XIX wieku było nazwisk niemieckich, czeskich, czasem się trafiło żydowskie, czasem rosyjskie. Widać więc na tym bluszczu, jak na dłoni, jak dawna Rzeczpospolita była wielonarodowościowa i jak to musiało nas wtedy ubogacać.

Tomasz Sulej