Home

Kobiety i dobro wspólne

Marta de Zuniga

Michael Oakeshott, brytyjski filozof polityki, nie zgadza się z orędownikami tezy mówiącej, że człowiek jest z natury zwierzęciem politycznym. Stawia tezę wręcz przeciwną – człowiekiem kierować ma przede wszystkim instynkt zachowawczy i potrzeba poczucia bezpieczeństwa, która sprawia, że najlepiej czuje się w oswojonej sferze prywatnej, którą dzieli z rodziną oraz kręgiem wypróbowanych przyjaciół i najbliższych znajomych. Natomiast sfera polityczna z wpisaną koniecznością podejmowania ryzykownych decyzji, do tego nierzadko w warunkach presji czasu i niepełnej informacji, obarcza człowieka odpowiedzialnością za czyny, których konsekwencji do końca nie może przewidzieć. Dlatego przeznaczona jest dla wąskiej grupy odpornych psychicznie i uzbrojonych w cechy przywódcze osób, stronić zaś od niej powinny osoby wrażliwe i empatyczne.

Nie słabnącą popularnością cieszy się w Polsce jeszcze bardziej pesymistyczna, tzw. makiaweliczna koncepcja polityki, która polegać ma przede wszystkim na walce o zdobycie i utrzymanie władzy. Stąd tak wiele kobiet przekonanych jest, że sfera publiczna jest domeną twardzieli, którzy ze stoickim spokojem potrafią znieść kalumnie i medialną krytykę. Obawa przed krytyką i infamią jest właśnie jedną z przyczyn niepodejmowania działalności publicznej przez Polki, szczególnie takie, które cenią sobie harmonię, dobrze funkcjonujący dom i szczęśliwą rodzinę. Udział w życiu publicznym wymagałby w ich przekonaniu radykalnej zmiany sposobu bycia albo świadomego funkcjonowania w dwóch trybach – ciepłym, naturalnym i kobiecym w życiu prywatnym, oraz w formalnym, oficjalnym i męskim w życiu publicznym. Każdy z tych wariantów stanowić mógłby jednak zagrożenie dla rodzinnego ładu, a to dla wielu z nas ryzyko niewarte podjęcia.

Kobieta a politykaGdyby jednak przyjąć, że sfera publiczna jest pracą na rzecz dobra wspólnego – a także za Hannah Arendt – wyjątkową aktywnością ubogacającą człowieczeństwo każdego z nas, sprawa z partycypacją kobiet wyglądałaby zupełnie inaczej. Tworzenie warunków godnego życia, dobra organizacja, usprawnianie mechanizmów systemowych, by ułatwiać rozwój i wykorzystywać potencjał obywateli, troska o wykluczonych, w tym szczególnie o los dzieci, to tylko przykłady spraw, w których kobiecy pragmatyzm i przywiązanie do konkretu, a także myślenie w kategoriach personalizmu i empatia bardzo by się przydały. Sfera publiczna w czasach starożytnych stworzona była przez mężczyzn i dla mężczyzn, których w odróżnieniu od kobiet charakteryzować miał racjonalizm i zdolność odważnego podejmowania decyzji. Dziś jednak nie może się już obyć bez perspektywy, potencjału i odmiennego, w tym macierzyńskiego, doświadczenia kobiet. Nie tylko tzw. „twarde” umiejętności maja ogromne znaczenie, coraz bardziej docenia się też tzw. „miękkie”, które niejednokrotnie decydują o powodzeniu inicjatyw społecznych. Krótko mówiąc, to nie kobiety powinny się zmieniać, by dopasować się do “brudnego” świata polityki, lecz jego reguły gry powinny ewoluować tak, by coraz więcej kobiet czuło się w przestrzeni publicznej na swoim miejscu.

Marta de Zuniga